<< Back to article

Popkun

Sakamoto Days - Odcinki 1 i 2

Stand: 02.02.2025 05:41 Uhr – Stefan Dreher

Powinienem chyba zacząć te recenzje od małego zastrzeżenia: jestem obecnie na bieżąco z mangą „Sakamoto Days” – czytam ją bez przerwy od debiutu w 2020 roku. Chociaż seria nie należy do moich absolutnych faworytów w obecnej ofercie Jumpa, to bez wątpienia jest to rozrywkowa manga, którą z przyjemnością czytam co tydzień i ogólnie bardzo dobrze się przy niej bawiłem. W tym czasie narosła też spora baza czytelników, zwłaszcza wśród fanów Shonen Jumpa na Zachodzie, a zapotrzebowanie na adaptację anime rosło już od dłuższego czasu.

Po długim oczekiwaniu, ekipa z TMS Entertainment w końcu dostarczyła wersję anime – a Netflix włączył ją do swojej oferty streamingowej. Seria nie tylko otrzymuje znacznie większy rozgłos niż wiele innych propozycji anime, ale ma również trafić do szerszej publiczności, a nie tylko do zatwardziałych fanów anime.

Mając to na uwadze, nie trzeba dodawać, że presja, by stworzyć hit, jest ogromna – ale czy to, co dotychczas zaprezentowano, sprostało oczekiwaniom?

Jak dotąd powiedziałbym: w większości tak. Założenie serii jest bardzo proste: Taro Sakamoto był kiedyś najbardziej obawianym i szanowanym zabójcą w półświatku, dopóki się nie zakochał i nie postanowił porzucić życia przestępczego.

Teraz spędza dni, spokojnie prowadząc mały sklep spożywczy – razem z żoną Aoi i córką Haną – aż do dnia, gdy pojawia się telepatyczny płatny zabójca imieniem Shin, z rozkazem od swoich przełożonych: Sakamoto powinien albo wrócić do życia zabójcy, albo, skoro chciał zrezygnować, zostać zabity za swoje odejście.

Jednak, jak Shin szybko odkrywa, to, że Sakamoto jest nieco w gorszej formie, nie oznacza, że nie potrafi błyskawicznie unieszkodliwić przeciwnika. A kiedy Sakamoto postanawia nie tylko oszczędzić Shinowi życia, ale nawet zaoferować mu pracę, Shin zostaje pracownikiem w sklepie Sakamoto. Później widzimy, jak składa podobną ofertę dziedziczce mafii imieniem Lu Xiaotang – i obaj zostają przyjęci do jego „rodziny bez zabijania” pod warunkiem, że będą ściśle przestrzegać tej zasady. Niestety, półświatek nie ma zamiaru pozwolić Sakamoto wieść spokojnego życia, a wszelkiego rodzaju płatni zabójcy mają teraz na oku sowitą nagrodę, którą wyznaczono za jego głowę.

To całkiem udane założenie dla komedii akcji, a jeśli chodzi o stronę komediową, seria dotychczas zrobiła naprawdę dobre wrażenie. Timing żartów w pierwszych dwóch odcinkach jest solidny, a serialowi udaje się doskonale inscenizować małe gagi – takie jak liczne wizje Shina wyobrażającego sobie Sakamoto dokonującego morderstwa, gdy ten próbuje czytać jego myśli, lub widoczna panika Sakamoto na myśl, że Aoi może się z nim rozwieść, jeśli kogoś zabije.

Dubbing również wypada dotychczas dobrze. Początkowo byłem trochę zaniepokojony, ponieważ wielu ogłoszonych aktorów głosowych pochodzi z produkcji aktorskich – bo te talenty nie zawsze przekonują w dubbingu – ale Dallas Liu udaje się sportretować Shina jako autentycznego, dzięki czemu mogę zrozumieć jego decyzję o porzuceniu dawnego życia i zamieszkaniu z rodziną Sakamoto. Matthew Mercer z kolei w żadnym wypadku nie jest nieznany w świecie anime i świetnie oddaje bezkompromisowe podejście Sakamoto do Shina, co sprawia, że dynamika ich relacji jest konsekwentnie zabawna. Mam mieszane uczucia co do Rosalie Chiang w roli Xiaotang, ponieważ wydaje się nieco sztywniejsza w porównaniu do reszty głównej obsady – ale wykonuje solidną robotę w scenach, w których Xiaotang wspomina swoich rodziców. Może bardziej wrośnie w swoją rolę w nadchodzących odcinkach.

Doceniam również, że niektóre z czerstwych dowcipów o Sakamoto zostały złagodzone w dubbingu, ponieważ należą one do słabszych elementów początkowej części historii. Nie zniknęły całkowicie, ale stały się bardziej znośne. Chciałbym jednak wstrzymać się z ostateczną oceną, dopóki nie usłyszymy więcej od obsady – ale na ten moment wszystko wydaje się dość solidne.

„Sakamoto Days” – odcinek 1. Nie jest bezbłędny, ale błyszczy swoją ujmującą historią.

Zakładam, że to właśnie sekwencje akcji w tej komedii akcji chcecie ocenić – a jeśli chodzi o tę część serialu, jestem rozdarty. W miesiącach między ogłoszeniem anime a jego emisją, wśród fanów pojawiły się kontrowersje, że tak wyczekiwany tytuł akcji shonen powierzono studiu mniej skoncentrowanemu na akcji, takiemu jak TMS, zamiast Madhouse czy MAPPA – a materiały z wczesnych zwiastunów nie wyglądały szczególnie inspirująco.

Jako luźny czytelnik mangi byłem trochę zaniepokojony tym, co dostaniemy, ale jak dotąd wyniki wydają się mniej więcej w porządku – nie spektakularne, ale w żadnym wypadku nie jest to całkowita katastrofa. Masaki Watanabe może nie jest cenionym reżyserem anime, ale jest w branży od dawna, a to doświadczenie odzwierciedla się w jego scenach.

Sekwencje akcji doskonale oddają, jak komicznie nadludzki jest Sakamoto – niezależnie od tego, czy odbija pociski landrynką, czy przytłacza grupę zbirów swoją niesamowitą zwinnością, zawsze jawi się jako niepowstrzymana siła natury. Animacja nie jest szczególnie płynna, ale akcja jest konsekwentnie dobrze wyreżyserowana, a wszelkie niedociągnięcia są rekompensowane przez sprytne cięcia i imponujące klatki uderzeniowe.

Oczywiście różnica w porównaniu do innych głośnych adaptacji z Jumpa, takich jak „Jujutsu Kaisen” czy „Kaiju No. 8”, jest dość wyraźna i rozumiem fanów, którzy są rozczarowani, że ta seria nie otrzymała takiej samej jakości produkcji. Z drugiej strony, skłamałbym, gdybym powiedział, że nie patrzę na obecny trend wysokobudżetowych adaptacji battle shonen z mieszanymi uczuciami – ponieważ te również nie są pozbawione problemów, czy to pod względem tempa, czy ogromnej presji, pod jaką znajdują się animatorzy.

Biorąc pod uwagę zwiastuny pokazujące mnóstwo materiału z późniejszych odcinków oraz fakt, że dostępny jest tutaj symultaniczny dubbing tego samego dnia, można przynajmniej założyć, że produkcja idzie zgodnie z planem i prawdopodobnie nie jest pod potworną presją czasu. Jeśli wybór jest między czymś takim a oszałamiającą, ale tak źle zaplanowaną produkcją, gdzie animatorzy muszą patrzeć, jak ich studio się rozpada, to byłoby to mniejsze zło.

Szczerze mówiąc, dorastając z popularnymi adaptacjami shonen, które często były produkowane bardziej przeciętnie niż obecne, ta seria jest co najmniej kilka poziomów wyżej. Chociaż z pewnością mogłaby wyglądać lepiej wizualnie, nie sądzę, by miało to zbyt duży wpływ na jej ogólną popularność. Przyznaję, że byłbym znacznie bardziej krytyczny, gdyby manga należała do moich absolutnych faworytów z Jumpa – a jeśli produkcja wyraźnie się pogorszy, nie zawaham się wyrazić swojego niezadowolenia. Do tego czasu jednak wolę unikać zbytniego skupiania się na tym, czym nie jest.

Mimo wszystko, świetnie się bawiłem przy tych dwóch pierwszych odcinkach. Miło było zobaczyć, jak komediowe elementy historii znowu ożywają, i podoba mi się dynamika „znalezionej rodziny” między Sakamoto a jego podopiecznymi.

Serii udaje się również przedstawić Sakamoto jako sympatycznego protagonistę – za jego szorstkim wyglądem kryje się facet, który dba o ludzi wokół siebie, o czym świadczy fakt, że nie waha się pomóc Shinowi i Xiaotang, nawet po tym, jak ta druga niemal próbowała go zabić.

Ponieważ te elementy są kluczowe dla tego, czym jest ta seria, bardzo się cieszę, że zostały zachowane, i mam nadzieję, że ten duch zostanie utrzymany nawet gdy fabuła się rozkręci. W każdym razie jestem ciekaw, jak dobrze ta adaptacja poradzi sobie ze stopniowym przejściem do fabuły bardziej nastawionej na akcję – jak dotąd ten aspekt nie wydaje się przytłaczający, ale wystarczy, by mnie bawić, pomimo braku spektakularnych momentów.

Być może nie będzie to kasowy hit, ale jeśli utrzyma ten kurs, mam nadzieję, że zarówno fani, jak i nowicjusze poczują się usatysfakcjonowani.